Szłam przez las, lecz nie mogę powiedzieć, że spokojnie, ponieważ cały czas zachowywałam czujność. Wiedziałam, że ONI deptają mi po piętach i wkrótce zaatakują. Moją lewą rękę schowałam do kieszeni i czekała na wyciągnięcie pistoletu, który był ukryty w dziurze, która przypadkiem kiedyś się pojawiła. Naboje za to miałam schowane w prawej kieszeni. Nie było ich za wiele, ale miałam nadzieję, że wystarczy ich. Jeśli tak nie będzie to już po mnie. Naboje nie były takie zwyczajne, były stworzone z drewna. Właściwie wewnątrz ono było, a z zewnątrz wyglądały jak najzwyklejsze naboje. Dlaczego akurat z drewna? Ponieważ zwykłe naboje tylko ICH by zraniły, a te jeśli trafią w miejsce gdzie powinno znajdować się serce to ONI umrą. Tak działały one jak kołek, a moimi przeciwnikami były wampiry. Jednak one nie były takie jak w bajeczkach, że od słońca się spalą i żyją wiecznie. Nie, mogły spokojnie za dnia sobie chodzić i żyły dłużej od nas - ludzi, lecz nie wiecznie. Czemu mnie chciały zabić? Powodem jest moja krew. Posiadałam bardzo rzadką grupę krwi, tak zwaną grupę C. Pojawiała się u niektórych osób i była dla wampirów niczym narkotyk dla ludzi. U mnie w rodzinie zaistniała pewna tradycja odkąd mój praprapraprapraprapradziadek odkrył, że posiada grupę C, a mianowicie dopóki nie odkryjemy do czego służy ta krew musimy być z inną osobą o tej grupie.krwi, ponieważ tylko wtedy ona przechodzi na potomstwo, bo inne ją zagłuszają. Dlatego po tym jak zostałam ostatnią członkinią mojej rodziny zmieniłam nazwisko i dołączyłam do łowców wampirów. Zabiłam już wiele wampirów, dlatego dostałam od nich przydomek Pieśni Śmierci.
Usłyszałam cichy gwizd. 'Nareszcie' pomyślałam 'Za chwilę zaatakują' I tak się właśnie stało. Po chwili wyskoczyło zza drzew z dziesięć wampirów. Szybko wyciągnęłam pistolet, który już wcześniej załadowałam i zastrzeliłam wszystkich. 'Szybko poszło...' pomyślałam. 'Za szybko...; Zaczęłam szybko rozglądać się za kolejnymi, lecz nikogo nie zauważyłam. 'Cholera... Muszę to zrobić...' O co mi chodziło? Chodziło o zastosowanie grupy C, które już wcześniej odkryłam- mogę używać magii, którą posługują się tylko wampiry. Niestety jest skutek uboczny, który sprawia, że sama zmieniam się z czasem w te krwiopijcze potwory. Po co chciałam użyć magii? Żeby upewnić się, że na pewno to już wszystkie. 'Jednak jeśli to nie wszystkie, to zauważą, że używam magii' olśniło mnie.' Cholera...To na wszelki wypadek przygotuję się do kolejnej walki.' Zaczęłam załadowywać pistolet, gdy nagle poczułam, że nie mam już naboi. 'Jak to możliwe? Przecież je brałam...' W tej chwili zza krzaków wyszedł czarnowłosy chłopak. Miał niebieskie oczy i był ubrany w szarą bluzę i czarne spodnie. Kiedy się jemu lepiej przyjrzałam już wiedziałam z kim mam do czynienia. Był wampirem. Po czym to poznałam? Miał ledwo zauważalną czerwoną obwodę w swoich oczach. Byłam przerażona, nie miałam już naboi, a on mógł z łatwością się mną pożywić, a potem zabić. Czekałam, aż wreszcie mnie zaatakuje, lecz on tylko stał i się na mnie patrzył. W końcu ruszył, lecz gdy na chwilę zamknęłam nie poczułam bólu, a za plecami czułam ledwo wyczuwalne ciepło. Obróciłam się i zobaczyłam go jak walczył z drugim wampirem. 'Czemu on to robi?' Zdziwiłam się, bo zawsze uważałam wampiry za swoich wrogów. Przyglądałam się się tej walce, bo jaki inny miałam wybór skoro nie mogłam się nawet bronić? Dopiero po pewnym czasie uświadomiłam sobie, że powinnam stąd uciekać. 'Czemu o tym wcześniej nie pomyślałam? Idiotka...' Nie wiedząc gdzie powinnam uciec, bo oczywiście w takich momentach mój mózg musi iść na urlop, zaczęłam biec w tą samą stronę co wcześniej szłam. Biegłam ile sił w nogach, bo słyszałam za sobą różne dźwięki, wiedziałam, że to wampiry wychodzą z ukrycia. Już powoli zaczynałam być zmęczona, gdy nagle ujrzałam światło. 'Nareszcie! Miasto!' ucieszyłam się w myślach, a nowa nadzieja sprawiła, że znalazłam jeszcze jakieś ukryte siły do biegu. Niestety w tej samej chwili zza krzaków wyskoczyła wampirka o blond włosach. Już wystraszona miałam zamiar zacząć biec w inną stronę, jednak ta mnie złapała za rękę i pobiegłyśmy dalej w stronę miasta. 'Czemu te wampiry mi pomagają?' cały czas zadawałam sobie to pytanie w głowie, jednak nie znajdywałam, żadnej sensownej odpowiedzi. Kiedy wreszcie byłyśmy blisko miasta wyskoczyła kolejna wampirka, ale ta miała brązowe włosy i już miała zaatakować, lecz wyprzedziła ją jakaś blondynka. Nie widziałam jej oczu, ale wiedziałam, że jest człowiekiem. 'Chwila... Czy to Janna? Nie ona przecież za bardzo by się bała postawić wampirom... Więc czemu wygląda jak starsza wersja mojej przyjaciółki? Nic nie rozumiem...' Nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie za rękę. To ta blondynka co wcześniej. Chciała dalej biec, więc nie miałam innego wyboru jak biec za nią. Biegłyśmy tak przez dłuższy czas, lecz już żaden wampir nie wyskoczył nam na "przywitanie". W końcu dotarłyśmy do jakiegoś domu. Był to zwyczajny dwupiętrowy domek. Jednak w środku zdawał się być o wiele większy niż z zewnątrz. Znajdował tam się bardzo długi korytarz, który dalej prowadził pod ziemię. Nagle podeszła do mnie jakaś kobieta. Wyglądała na około 40 lat, miała brązowe włosy z siwymi prześwitami, a jej oczy były koloru zielonego, co najdziwniejsze miała jeszcze mniej dostrzegalną czerwoną obwodę niż u wampirów- grupa C. Uśmiechnęła się.
- Nie martw się nic Ci nie zrobimy- powiedziała takim łagodnym głosem, że w pewnym stopniu jej uwierzyłam. Jednak nie bez powodu od tylu lat działam sama, odkąd straciłam całą moją rodziną nie umiem nikomu ufać, co najwyżej do tego stopnia, żeby podać swoją nową tożsamość. Chciała do mnie podejść, jednak mój nieufny wyraz twarzy dał jej do zrozumienia, że to bezcelowe.- Nazywam się Rose, a wampirka, która Ciebie tu przyprowadziła to Kat. Może zdejmij kurtkę?- zaproponowała, a ja z lekkim wahaniem uczyniłam to. Wtedy ich oczom ujawniła się dosyć pokaźna plama krwi na mojej koszulce.- Zabierz ją do najbliższego pokoju i niech się położy na łóżku. Ja pójdę po opatrunki.- zwróciła się do blondynki i szybkim krokiem popędziła w głąb korytarza, a Kat zaprowadziła mnie do jakiegoś pokoju. Nawet nie zdążyłam się rozglądnąć i już jakimś cudem leżałam na łóżku. Dziewczyna podciągnęła mi lekko koszulkę i mimo tego, że była wampirem to na widok mojej rany, aż się skrzywiła. Po chwili przyszła Rose i założyła mi opatrunek.
- Ani mi się waż wstawać.- powiedziała głosem nie przyjmującym sprzeciwu, a ja nie mając innego wyboru skinęłam lekko głową. Po chwili zostawiły mnie samą w tym pokoju. Zaczęłam się rozglądać o pomieszczeniu. Nic wartego uwagi. Zwykła jasnobrązowa ściana, pod oknem był fotel, a obok mały stolik. 'Co by tu porobić?' pomyślałam, a po chwili zapominając o rozkazie Rose wstałam i wyglądałam na już spowity ciemnością świat. 'Cholera... Skoro nie mam naboi, to będzie trzeba je zrobić, ale nie mam składników... Może później się kogoś zapytam.' Nagle usłyszałam kroki i przezornie wręcz rzuciłam się na łóżko. Po chwili weszły tu dwie osoby, to była ta dziewczyna co wygląda jak Janna oraz ten czarnowłosy wampir.
- No ej! To mój pokój wypad!- oburzył się chłopak za co oberwał od blondynki w bok.
- Ogarnij się spójrz na jej opatrunek.- syknęła do niego, wzrokiem pokazując na mój brzuch. Ten nadal nie zadowolony odszedł na fotel. Za to dziewczyna podeszła do mnie i zaczęła zamieniać opatrunek.- Wampiry Ci to zrobiły?-zapytała w pewnym momencie, a ja spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Nie, Święty Mikołaj... To chyba oczywiste, że te potwory.- odpowiedziałam, zapominając o tym, że jestem w jednym pokoju z krwiopijczą bestią, która uratowała mnie.
- Nie wszystkie wampiry to potwory.- powiedział czarnowłosy.
- Ah... Może i masz rację... Jednak większość wampirów, które spotkałam chciały wypić mi krew do ostatniej kropli. Nie słyszałeś może o rodzinie Dragneel? NIKT z tej rodziny nie umarł śmiercią naturalną, choć z tego co wiem nie mieli z żadną wampirzą szychą na pieńku.- kiedy mówiłam o tym ledwo się powstrzymywałam przed rozpłakaniem się. Widziałam nawet parę śmierci członków mojej rodziny to był okropny widok.
- Widzę, że masz wielki uraz do wampirów, jednak na pewien czas musisz się pomęczyć z ich obecnością.- powiedziała blondynka.
- Z powodu tej rany? Pfff... Nie ma takiej opcji. Miewałam gorsze i jak widać daję sobie nawet radę.-
-No dobra, ale chociaż poczekaj, aż przestanie tak krwawić. Co najmniej z... tydzień, proszę. Nie są tu tylko jedynie wampiry, ale i ludzie z grupą C.- mówiła z prośbą w oczach dziewczyna.
- Eh... No dobrze...- zgodziłam się z niechęcią.
- Będziesz ze mną spała w pokoju, więc będzie trzeba jakoś przetransportować. Co będzie trudne...-
-Mogę normalnie chodzić- przypomniałam i już miałam wstać, ale blondynka od razu mnie powstrzymała.
- Nie wolno Ci wstawać, ale jakoś to zrobimy. Ach... No tak, zapomniałam się przedstawić. Jestem Janna, a tamten to Cas.-mówiąc ostatnie wskazała na czarnowłosego.
Tak minęło sporo czasu. Mimo to, że miałam zostać tylko tydzień to zostałam tam na stałe. Trudno mi to przyznać, ale jednak nie wszystkie wampiry są takie złe. Mimo wszystko nie mam zamiaru im ufać. Dowiedziałam się, że trafiłam do jakiejś organizacji, która ochrania ludzi z grupą C. ' Że też moja rodzina do takiej nie trafiła. Może nadal ze mną by byli...' pomyślałam, a łzy, które tak długo już powstrzymywałam wyszły w końcu na świat. Płakałam jak małe dziecko, które upadło przez kamień na ziemię. Czułam, że ktoś jest w pokoju, ale nie umiałam przestać. Nagle poczułam, że ktoś mnie przytula, a ja od razu wtuliłam się w tą osobę. Nie ważne kto to był, ważne że próbuje mnie pocieszyć.
Kiedy już się wreszcie uspokoiłam, spojrzałam na osobę, która mnie pocieszała, a był nim Cas.
- Wyglądasz okropnie- powiedział ze skrzywionym uśmiechem oraz współczującym wyrazem twarzy.
- Już miałam Ci podziękować za pocieszenie, ale nie zasłużyłeś.- odpowiedziałam na jego nie miłą, lecz szczerą uwagę.
- A co ja pies, żeby zasługiwać na bezwartościową nagrodę?-
- Jak zwykle zadufany w sobie materialista...-
- Nie prawda. Gdyby tak było nakrzyczał bym na Ciebie, bo teraz mam całą mokrą bluzę.- zauważył spoglądając na daną część swojej garderoby. Miał rację, była mokra jakby ktoś wrzucił ją do wody.
- To pewnie czegoś ode mnie w zamian chcesz.-
- Nie praw...da. No dobra mam do Ciebie prośbę.- w końcu przyznał, a ja słysząc to cicho się zaśmiałam.
- No dobra, mów o co chodzi.-powiedziałam przyglądając się pogodzie na dworze. ' Pada śnieg!' Zauważyłam. ' Trzeba będzie cieplej się ubrać i przygotować na to, że Janna i Kat wyciągną mnie na dwór. Nie chce mi się, ale... może być zabawnie.' Spojrzałam na Cas'a, ale ten patrzył w podłogę i nic nie mówił. ' Czy on...? Nie... Raczej nie.' Trwaliśmy w takiej ciszy i dopiero wejście Evelynn to przerwało.
- Cas, Rose Cię woła. Chyba coś przeskrobałeś.- powiedziała czarnowłosa budząc swojego brata z dziwnego transu.
- Cholera, zapomniałem. Miałem iść z Niną na zakupy. Ta baba mnie zabije!- doznał olśnienia Nightsky i prysnął z pokoju.
- Kat i
Janna czekają na dworze idziesz?- zapytała Evelynn.
- Nie mam i tak nic innego do roboty.- powiedziałam patrząc na mój mini warsztat gdzie leżały niedokończone naboje. ' Mam nadzieję, że Rose pamięta o tym drewnie.' Poszłam po swoją kurtkę i założyłam rękawiczki. Ledwo otworzyłam drzwi i już oberwałam śnieżką w kurtkę. Spojrzałam w miejsce z którego nadleciała i ujrzałam Ukimę. Była to rudowłosa dziewczyna o zielonych oczach z taką samą czerwoną otoczką jak ja, Rose i Janna, czyli posiadała grupę C. Szybko ulepiłam śnieżkę i rzuciłam w rudzielca< hyhy sorczi musiałam xD dop. Neko>, lecz ta szybko uniknęła jej i po chwili leciała w moją stronę śnieżna kulka. Szybko odskoczyłam, ale oberwałam dwoma z drugiej strony.
Rozpętała się walka na śnieżki. Nie mam pojęcia ile trwała, bo w pewnym momencie odeszłam na bok miałam zamiar odpocząć, lecz usłyszałam jakiś głos, brzmiał bardzo groźnie, ale ja oczywiście ciekawa zaczęłam iść w jego stronę. Po jakimś czasie ujrzałam czarnowłosego mężczyznę. Z wyglądu strasznie przypominał Cas'a i własnie w tej chwili zobaczyłam, że właśnie z tym idiotą rozmawia.
- Co ty wyrabiasz tutaj? - spytał mężczyzna ze wściekłością w głosie.- Powinieneś ją śledzić, a nie łazisz z jakimiś rozpieszczonymi laluniami.-
- Przepraszam, kazali mi iść po zakupy z Niną...- zaczął się tłumaczyć Cas, lecz przerwał przez cios zadany przez tego wampira. 'Czyżby to był jego ojciec?' pomyślałam.
- To następnym razem odmów i rób to co do Ciebie należy. Chyba, że...- tutaj się obleśnie uśmiechnął.- Chyba, że chcesz pozwolić swojej małej siostrzyczce pocierpieć?-
- Zostaw ją w spokoju! Obiecałeś!-
- Ty też, Cas. Jednak coś nie dotrzymujesz tego.-
- Dotrzymuję!-
-To gdzie jest ta dziwka?-
- N-Nie wiem...-
- No właśnie... Spadaj jej szukać!- złapał Nightsky'a za bluzę i rzucił przez płot. Szybko schowałam się za najbliższe drzewo, ale mężczyzna nawet nie spojrzał na chłopaka i odszedł w swoją stronę. 'O kogo chodzi? Przecież nikt nie ma u nas z wampirami na pieńku...Oprócz mnie.' Powoli podeszłam do Cas'a, a ten wystraszony odskoczył ode mnie, gdy byłam dosyć blisko niego.
- Słyszałaś wszystko?- zapytał ze strachem w głosie, a ja w odpowiedzi tylko westchnęłam i lekko skinęłam głową.
- O mnie chodzi prawda?- spytałam, a młody wampir lekko posmutniał i przez pewien czas się nie odzywał.- Rozumiem to za tak- już miałam odejść, gdy zatrzymał mnie jego głos.
- Wiem, że jesteś ostatnią z Dragneel'ów.-odwróciłam się do niego, jednak na mojej twarzy nie widać było żadnych uczuć.
- Co z tego? Chcesz mnie zabić? Proszę bardzo, masz właśnie idealną szansę. Już i tak za długo unikam tego losu.- spojrzałam w niebo, które było widać przez gołe gałęzie drzew i uśmiechnęłam się.- Może w końcu spotkam moją rodzinę.-
-Nie... Ja tego nie zrobię. W dodatku nie chodzi o zabicie Ciebie.- zaskoczona spojrzałam na niego.- Chodzą plotki, że nie jesteś jedyną uratowaną Dragneel'ówną.-
- Plotki to plotki. Nikt nie żyje.-
-Skąd to niby wiesz? Czemu nie masz nadziei, że ktoś przeżył?-
-Może dlatego, bo widziałam jak umiera moje młodsze rodzeństwo? Albo widziałam szczątki ciała mojej mamy? Widziałam już tak straszne rzeczy, że już zapomniałam co to nadzieja.-powiedziałam smutno, a w jednym oku pojawiła się pojedyncza łza, która po chwili spadła na zimny śnieg.
- Nawet tutaj nie miałaś nadziei, że wreszcie będzie dobrze?-
- Nie. Nadzieja na lepsze już według mnie nie istnieje- odpowiedziałam i odeszłam wolnym krokiem do pokoju. Nikt mnie nie zatrzymywał, nikt nie atakował śnieżkami, a gdy weszłam do środka Rose poczęstowała mnie ciepłym kakaem na co odpowiedziałam sztucznym uśmiechem. 'Widzisz Natsu jak bardzo jestem do Ciebie podobna? Tak jak ty udaję szczęśliwą mimo tego, że taka nie jestem. Jednak ty umiałeś pocieszać, ja nigdy nawet nie próbowałam, bo wiem, że nie wyjdzie tak jak powinno.' Na wspomnienie o młodszym bracie< tak tutaj są rodzeństwem, jakoś tak mi bardziej pasowało. dop. Neko> jak zwykle pojedyncza łza spadła na podłogę. Na szczęście już wtedy siedziałam u siebie w pokoju, więc nikt tego nie zauważył.
- Znowu płaczesz. Dziwne, że wszyscy uważają Ciebie za taką wesołą.- usłyszałam Cas'a.
- Zostaw mnie w spokoju. Teraz nawet bezwartościowej nagrody nie dostaniesz.- powiedziałam ze wzrokiem wbitym w okno.
- Cały czas zimna oraz oschła tylko i jedynie dla mnie. Mam się czuć wyróżniony?- odezwał się półżartem czarnowłosy, co z nieznanych powodów mnie rozśmieszyło.
-Ech... Jest już ze mną naprawdę źle, że takich żartów się śmieję.-
- Popieram. Jednak to jakaś odmiana, bo płakanie nic nie pomoże, lepiej spróbuj patrzeć na pozytywy w tym wszystkim. Na przykład: Poznałaś mnie.-
- Jesteś idiotą.- jednak mimo wszystko zaśmiałam się, ale po chwili spoważniałam, bo zauważyłam, że Cas cały czas coś trzyma za plecami.- Co tam masz?-spytałam, odruchowo już przygotowując się do złapania za broń. Nightsky powoli pokazał co trzymał tam, a okazało się tym- paczka piwa.
- Pijemy?- zapytał z uśmiechem na ustach, a ja w odpowiedzi zabrałam mu jedno piwo, otworzyłam i się napiłam. Chłopak chwilę nie zrozumiał co się stało, lecz po chwili poszedł w moje ślady.Chwilę oboje odczekaliśmy, aż alkohol zacznie działać.- Wiesz, że wampiry chcą się pozbyć Ciebie ze względu na własne bezpieczeństwo?-
-Pff... Mogli ze mną nie zaczynać, a teraz będzie na mnie. Jednak mam pewnego asa w rękawie.- uśmiechnęłam się na myśl zdziwionych twarzy moich ofiar, a następnie wypiłam kolejne piwo. Już mi lekko szumiało w głowie. Zobaczyłam, że Cas jest zaciekawiony tym co powiedziałam.- Nie bez powodu jest nazywana Pieśnią Śmierci. Potrafię tak jak wy, wampiry posługiwać się magią. Zapewne to dzięki grupie C.-Chłopak słysząc to popijał napój i rozmyślał nad tym co powiedziałam, a ja prawdopodobnie pod wpływem alkoholu zaczęłam opowiadać o moim odkryciu, o rodzinie i w ogóle po raz pierwszy przed kimś się tak bardzo otworzyłam. Wiedziałam, ze nie powinnam, bo przecież jest zmuszany do śledzenia mnie, ale olewałam to. Pamiętałam o tym, że nie robi tego z własnej woli, a ja sama potrzebowałam to komuś powiedzieć. Gdy opowiadałam o tym jak patrzałam na śmierć Natsu po raz któryś dzisiejszego dnia płakałam, a Cas znowu mnie przytulał. 'Mogłabym tak przytulać się do niego wiecznie.' nagle przyłapałam się na tej myśli i gdybym byłą trzeźwa zbeształabym się za to, ale nie zrobiłam tego. Sama nie wiem jak się to stało, ale z przytulania przeszło w całowanie. To było dziwne uczucie, jakbym jednak poczuła, że może jednak być lepiej.
18+
Po chwili stałam przyparta plecami do ściany, a czarnowłosy zabrał się za zdejmowanie ze mnie bluzy, do której niebawem dołączyła koszulka. Dalej zawzięcie całując, zaczął pieścić moje piersi, przez co cicho pojękiwałam. Lekko popchnął mnie na łóżko i zabrał się za rozpinanie mojego stanika. Trochę ciężko mu to szło, przez co, nie umiejąc się powstrzymać, cicho się zaśmiałam, a ten spojrzał na mnie z wyrzutem, zaraz dokańczając to, co zaczął. Opuścił moje wargi i wziął się za sutki. Co jakiś czas je podgryzał, wydawałam z siebie coraz głośniejsze jęki. W między czasie zdjęłam jego górną część garderoby. <Zabilibyście mnie gdyby teraz wpadła Janna? xD Wiem, że tak. ;-; dop. Neko> Nie mogąc znieść leżenia na dole, ostatkiem sił przewróciłam chłopaka na plecy i spojrzałam na niego triumfalnie. Uśmiechnął się lekko, najwidoczniej odpowiadała mu taka kolej rzeczy. Przysunęłam usta do jego grdyki, złożyłam na niej parę mokrych pocałunków. Ręką powoli zaczęłam wędrować do rozporka jego spodni. Gdy poczuł, jak moja dłoń dotyka jego męskości przez bieliznę, zadrżał lekko, a z jego ust wydobyło się ciche, rozkoszne westchnienie. Bardzo mnie ono usatysfakcjonowało. I jednocześnie podnieciło. Krążyłam dłonią po jego bokserkach, na których zaczynała rosnąć dość sporych rozmiarów wypukłość. Zrobiłam malinkę na jego szyi, po chwili przygryzając skórę w tym miejscu, i chwyciłam za jego penisa, pracując szybko dłonią. Patrzył na mnie spod przymkniętych powiek, czułam się jak najbardziej pożądana kobieta na ziemi. Znów zajął się pieszczeniem moich piersi, chcąc dostarczyć przyjemności również mnie. Nie mogąc już wytrzymać, wstałam na chwilę z łóżka, po czym wręcz zrzuciłam z siebie spodnie i majtki, ukazując się Cas'owi całkowicie nago. Pozwoliłam, by ponapawał się przez chwilę tym widokiem. Pożerał mnie wzrokiem, podobało mi się to. Ponownie wróciłam na posłanie i usiadłam na jego biodrach, lekko ocierając się o niego dolną partią ciała. Jęczałam cicho, przez co czarnowłosy jeszcze bardziej się podniecał.
Po chwili zastanowienia, wyjęłam gumkę spod kołdry, nawet nie wiem, skąd ona się tam wzięła. Lecz nie to było teraz ważne. Nałożyłam ją na jego członka, po chwili obficie śliniąc. Cas pojękiwał cicho, gdy to robiłam. Nie chciałam zbyt długo się tym zajmować, byłam już na skraju wytrzymania, więc po chwili znów przesunęłam się na jego biodra.
- Wejdź we mnie... - szepnęłam, ponownie chwytając za jego męskość i unosząc się lekko. Ten, bez chwili zastanowienia wsunął się we mnie jednym płynnym ruchem, głośno dysząc. Wydobył się ze mnie cichy krzyk przyjemności. To uczucie wypełnienia, które mnie opanowało, było niesamowite, nie mogłam opisać tego słowami. Lekkim ruchem bioder dałam mu znać, że może zacząć się ruszać. Mógł to robić od samego początku. Byłam naprawdę rozluźniona i podniecona.
Poruszał się we mnie coraz szybciej, sprowadzając mnie na granice szaleństwa. Zamknęłam oczy, ciesząc się tym uczuciem, które niedługo miało się skończyć. Czułam, że dochodzę. Wydawało mi się, że Cas'owi też niewiele brakowało. Zaczęłam lekko ściskać swoje sutki, krzycząc w niebogłosy. Czarnowłosy przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Gryzł moje wargi, ssał i lizał. Był naprawdę dobry w całowaniu.
Niewiele trzeba było czekać, zanim oboje doszliśmy i wyczerpani padliśmy obok siebie na łóżku. Próbowałam uspokoić oddech, on również.
*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
No kochana Miku mam nadzieję, że się podoba, bo heh pracowałam nad nim od 2014 roku. Ja leń i wena leń. Czasami bez weny pisałam i to pewnie widać, ale często musiałam czekać na wenę, co był trudne, bo jak ja chciałam pisać to weny nie było i na odwrót.
LOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOL!!!!
OdpowiedzUsuńDwa razy czytałam 18+ i nadal czuję niedosyt xD Ale ogólnie rzecz ujmując...notka 7/10 :D Bardzo mi się podobała scena 18+, jednak była napisana ZA KRÓTKO. Jeśli chodzi o pozostałą część opowiadania, cóż...baaaardzo się pośpieszyłaś z fabułą. Ledwie skończyłam czytać o jednym wątku, a tu już pojawiał się kolejny xD Jednakże długość całej pracy to rekompensuje :D
Pozdrawiam :3
Ohayo! Możesz mnie od dziś uważać za swoją nową czytelniczkę. Masz fajny styl. Ciekawie opisujesz wydarzenia. Fabuła mega wciągająca i do tego to +18 mmm ;*
OdpowiedzUsuńTylko jak zauważyła Miku - CHAN za krótko!
Czekam na kolejne notki ;)
Pozdrawiam - Sayianka :*